Muzyka

sobota, 28 marca 2015

Rozdział V

Ten dzień miał być jak każdy inny... powrót do szkoły a zamiast tego pogrzeb.
                                                                   ^^^
Stałam przed grobem i po raz setny czytałam:

Agnes 
Kochająca matka i córka. 
Pozostawiła po sobie piękne wspomnienia.

-Nie powinna zginąć.-powiedział ktoś za moimi plecami i położył mi rękę na ramieniu. Odwróciłam się zaskoczona, przede mną stał stał mój ojciec. JAK ON ŚMIAŁ TU PRZYJŚĆ?! Po tym jak nas zostawił?! Zrzuciłam jego rękę z mojego ramienia i rzuciłam mu nienawistne spojrzenie, nienawidziłam go.
-Wolałabym żebyś to był ty.-rzuciłam głosem wypranym z emocji i odeszłam.
-Musimy porozmawiać-powiedział.
-Nie dzięki, nie mam ochoty.
-Ano...
Jak on  śmiał mnie tak nazywać?! Już nie byłam jego małą  Aną, która naiwnie wierzyła,  że jeszcze do nas wróci.  W jego listy i to co w nich pisał.
-Nie masz prawa tak mnie nazywać! 
-Jestem twoim ojcem!
-Trochę już na to za późno. Gdzie byłeś kiedy cię potrzebowałam!- wygarnęłam bez litości nie obchodziło mnie,  że to może go zranić on  o tym nie myślał kiedy nas zostawiał.
-Daj mi to wszystko....
-Naprawić? NIE!-przerwałam mu brutalnie.
-Anastazjo... Ja się zmieniłem.
-Ludzie się nie zmieniają. Chyba, że na gorsze.- Powiedziałam z żalem. I odeszłam w stronę lasu.
-Anastazjo nie odchodź musimy porozmawiać o tym co teraz będzie z tobą.
-Nic nie będzie!-krzyknęłam odchodząc.
                                                                    ^^^
Byłam w szoku. Łzy leciały mi po policzkach. Biegłam wyczerpana. Stanęłam pod drzewem już nie miałam siły biec. Usiadłam pod drzewem, nie miałam na nic siły.Zamknęłam oczy i nie miałam siły ich otworzyć. Rzeczywistość zaczęła się rozmazywać, zasnęłam.
^^^
Gdy się obudziłam leżałam w jakimś domu. Nie poznawałam otoczenia. Powoli wstałam. Miałam na sobie czyjąś bluzę sięgającą mi do połowy uda, co mnie zszokowało nie miałam na sobie nic więcej tylko czarną koronkową bieliznę. Było ciemno ale mój wzrok zarejestrował jakiś kształt opierający się o framugę drzwi.
-Ładnie wyglądasz.
Od razu rozpoznałam ten głos. 
-Stark!!! co ja tutaj robię.
-Kusisz mnie swoim wyglądem- Powiedział rozbawiony.
-Przestań... Ja gdzie są moje ubrania jak mogłeś mnie rozebrać.
-A co miałem pozwolić abyś spała w jednym łóżku ze mną cała brudna.-Mówił jakby to była rzecz najzwyczajniejsza w świecie. No chyba, że dla niego była. 
-Czy my.....? No wiesz.....to zrobiliśmy?
-Nie martw się spałem na kanapie.
-A... Dzięki.- rozluźniłam się trochę nie zapominając o tym, że jestem prawie cała naga. 
- Możesz pójść wziąć prysznic a ja skombinuję jakieś ciuchy.
-A co się stało z moimi?!
-Tak jakby pękły.
-Co ty zrobiłeś? 
- Chciałem tego uniknąć ale jak je miałem zdjąć.
-Palant!- Powiedziałam idąc w jego stronę.
-Tam jest łazienka.- powiedział wskazując drzwi po lewej.
Poszłam w tamtą stronę. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Zastanawiałam się jak Stark mnie znalazł w lesie. Zawsze pojawiał się gdy go potrzebowałam, nawet się z tego cieszyłam. Miałam nadzieję, że znalazł dla mnie jakieś ubrania. Wyszłam spod prysznica, stanęłam pod drzwiami i szepnęłam:
-Stark masz te ubrania?
-Tak otwórz drzwi.
Przygryzłam wargę i szepnęłam:
-Ale najpierw zgaś światło.
Poczekałam aż wokół mnie zapanuje ciemność. Gdy to się stało od kluczyłam drzwi i wpuściłam go do środka. Cofnęłam się o krok aby mógł wejść. Stał tak blisko mnie że słyszałam jego oddech i czułam bicie jego serca. Przejechał dłonią po moim ramieniu. Westchnęłam a moje ciało przebiegł dreszcz rozkoszy. 


(SZOK?!) 
                         Zachęcam do promowania i śledzenia na bieżąco mojego bloga.
                                                                      Pozdrawiam! 
                                                                                  ^^Brylantowa^^


















piątek, 27 marca 2015

Rozdział IV

Christopher okazał się całkiem sympatycznym chłopakiem... bardzo sympatycznym. Stark...ja...nie wiem...nie widziałam go długo. On był dziwny znikąd,  nagle pojawiał się w lesie i to wtedy gdy miałam zły humor. Przy Christopherze czułam się spokojna i wesoła. Tęskniłam za Starkiem czułam z nim dziwną więź a jego bluza cały czas mi go przypominała.
                                                                            ^^^
-Ano, zostaw mnie.-błagał mnie Christopher ale byłam nie ugięta. Ściągałam kołdrę z jego głowy.
-Wstawaj!
-Ja chcę spać!
Nagle Christopher zerwał z siebie kołdrę i pociągną mnie na siebie chwile leżałam na nim lekko oszołomiona ale zaraz leżałam pod nim.
-Chris! krzyknęłam ale nie mogłam nic więcej powiedzieć ponieważ zaczął mnie całować.
-Teraz cie nie puszczę-pogroził udając surowego ale jego oczy śmiały się.
-A jak ładnie poproszę.-Błagałam udając skruchę.
-A jak poprosisz?
Zamiast odpowiadać pocałowałam go nieśmiało na co z radością odpowiedział śmielszym i długim pocałunkiem, Zamknęłam oczy. Czułam się wspaniale jak przy każdym naszym pocałunku.Czułam się jakbym latała a motyle w brzuch to nie kłamstwo.
-Ykhm... nie chcę przeszkadzać.
Obydwoje  odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. W drzwiach stał Stark patrzył na Christophera nienawistnym wzrokiem.
-Stark...-zaczęłam ale przerwałam gdy spojrzał na mnie smutnym wzrokiem przez chwilę wydawało mi się, że zobaczyłam w nim nienawiść ale zaraz wrócił do sarkastycznego i rozbawionego podejścia.
-Już myślałem, że będę musiał patrzeć jak się rozbieracie i nawzajem szepczecie sobie jak to się kochacie.-drwił.
Christopher naprężył się i przysięgam wyglądał jakby zaraz miał się na niego rzucić ale zatrzymałam go ręką.
-Nie jest tego wart-szepnęłam patrząc w podłogę.
-Tak nie jestem tego wart-powiedział spokojnie-Jestem Zły. a on Dobry, Jaka ty będziesz?
-Dosyć!-podniósł głos Christopher,
-Czemu...?-spytał Stark patrząc w oczy Christopherowi.
-DOSYĆ!-krzyknęła babcia.
Zaskoczona spojrzałam na nią.
-Stark idź już, wszystko mieszasz.
-Oczywiście-zgodził się z moją babcią Stark i wyszedł.
Po raz pierwszy czułam się naprawdę szczęśliwa ale Stark wszystko komplikował. Christopher objął mnie i przyciągną do siebie.
-Christopher dzisiaj przyjedzie twój brat-powiedziała babcia.
O bracie Christophera słyszałam niewiele, w sumie Chrstopher nie mówił wiele o swojej rodzinie.
                                                               ^^^
Stałam z Chrstopherem i babcią w kuchni, zielony samochód  podjechał przed dom. Po chwili do domu wszedł chłopak na oko miał dziewiętnaście/dwadzieścia lat.  Był on blondynem o szarych oczach. Gdy tylko na mnie spojrzał poczułam się dziwnie. Christopher chcąc chyba zaznaczyć swój teren (czyli mnie) objął mnie i pocałował w policzek. Chłopak zrozumiał o co  chodzi Christopherowi i cofną się o krok z uśmiechem.
-Hej ja jestem Mark.
-To jest Ana-przedstawił mnie Christopher.
-Która potrafi mówić-dokończyłam przewracając oczyma.
Mark zaśmiał się na co zazdrosny Christopher spiorunował go wzrokiem  i przyciął mnie do siebie.
                                                                                    ^^^
Stałam pośrodku  kuchni z telefonem w ręce. Pierwsza łza już spływała po policzku. Mój umysł na chwilę się wyłączył czułam tylko ból ten okropny ból....Ale nie fizyczny on był bardziej o podłożu psychicznym. Jak to możliwe to..... nie! To musi być pomyłka!
-Ano co się dzieje?- pytała mnie przerażona babcia ale ja słyszałam ją tylko przez mgłę! Babcia odebrała mi telefon i chwilę porozmawiała. Po chwili usiadła jej oczy zaszły łzami.
-To nie możliwe.-Szepnęła.

(Podoba się?- Napisz w komentarzu!)
                                                  Zachęcam do promowania mojego bloga!
                                                            Pozdrawiam!                        
                                                                            ^^Brylantowa^^


niedziela, 22 marca 2015

Rozdział III

 Ten tydzień miną mi dość nerwowo Starka spotkałam tylko raz a właściwie to przyśnił mi się. Nie byłam  pewna czy można to zaliczyć do kategorii spotkania.
                                                                                    ^^^
Po kolacji poszłam od razy do mojego pokoju. Zakluczyłam drzwi, przebrałam się w pidżamę i położyłam  na łóżku. Z jakiegoś powodu nie mogłam zasnąć. Głowę miałam przepełnioną wydarzeniami z ostatnich kilku dni. Postanowiłam,że krótki spacer dobrze mi zrobi. Cicho ubrałam się i wyszłam z domu. Miałam nadzieję, że nikt mnie nie usłyszał, chciałam być sama. Wędrowałam już od dobrej godziny, wcale nie byłam ani zmęczona ani śpiąca. Las w ogóle nie wydawał mi się straszny,czułam z nim silną i dziwną więź. Nie rozumiałam tego,zatopiłam się we własnych myślach. Nagle przede mną wyrosła wysoka postać,potknęłam się o wystający korzeń i upadłam. Spojrzałam w górę, na de mną stał Stark! Wpatrywał się we mnie z rozbawieniem. Musiałam wyglądać jak debilka.
-Co wybieramy się w nocy na spacerek?-spytał i wyciągną dłoń,by pomóc mi wstać. Złapałam jego rękę i podciągnęłam się na nogi. Otrzepałam spodnie z kurzu i pyłu, zauważyłam na nich nowe przetarcie, No świetnie moje nowe spodnie!
-Nie mogłam spać.-zaskoczyła mnie szczerość mojej odpowiedzi, przecież mogłam mu nakłamać, że usłyszałam za oknem jakiś dziwny hałas czy coś! Wbiłam wzrok w ziemię, mam nadzieję, że nie widział purpury na mojej twarzy,
-To może...odprowadzę cię.- Zaproponował. Nie wiem czemu ale ucieszyłam się.
-Tak dzięki...ale to godzina drogi.
-To nic przecież nie zostawię cię samej.
-Okej.-Powiedziałam i ruszyliśmy w stronę domu mojej babci. Po jakimś czasie zrobiło się zimno. Wzdrygnęłam się gdy Stark okrył mnie swoją bluzą.
-Dzięki- wymamrotałam.
Szliśmy już dosyć długo. W końcu tak się zmęczyłam, że musiałam przystanąć.
-Dasz radę?-spytał zmartwiony.-Mogę cię wziąć na ręce, już raz cię niosłem-Zaproponował rozbawiony.
-Nie dzięki dam sobie radę-protestowałam ale byłam tak zmęczona, że nogi mi się trzęsły.
Stark pokiwał zniecierpliwiony głową i staną przede mną tyłem abym weszła mu na barana. Spojrzałam zaskocz ona ale on wykonał pewny ruch głową więc musiałam wejść mu na barana.
Stark poruszał się pewnie tak jakbym ważyła tyle co powietrze. Przed domem było ciemno ale obydwoje zauważyliśmy biegnącego w naszą stronę Christophera. Stark cały się naprężył gotowy do walki.
-Ana co ty tutaj z nim robisz!
-Czy muszą ci się spowiadać!-Krzyknęłam zsuwając się z pleców Starka. Gdy tylko to zrobiłam Christopher podskoczył do nas i zasłaniając mnie swoim ciałem pociągną  brutalnie w stronę domu.
-Zostaw-krzyknęłam zdenerwowana i zaskoczona, wyrywając się z uścisku Christophera. Stark zasłonił mnie swoim ciałem prężąc się.
-Uważaj! Tylko ją tkniesz!-krzykną naprężony Christopher grożąc Starkowi. Stark prychną pogardliwie.
-Ona nie jest twoją własnością.
-Ana on jest niebezpieczny...on...jest złem.
-Jakim złem!..... Christopher...... to ty mnie szarpałeś
-On tobą manipuluje!- Krzykną Christopher.
Tego było za wiele co on sobie myślał Stark mnie bronił.
-Stark odprowadź mnie do pokoju
-Oczywiście Ano-powiedział posyłając złowrogie i triumfalne spojrzenie ku Christopherowi.  Ruszyliśmy w stronę domu. Nie zważając na Christophera. Stark objął mnie ramieniem. Wiedziałam, że zrobił to aby udowodnić coś Christopherowi ale nie miałam siły protestować i przeniosłam ciężar ciała na stronę Starka opierając się o niego. Chłopak odprowadził mnie pod samą sypialnie.
-Dzięki-wyszeptałam zmęczona zdejmując bluzę. Chciałam mu ją oddać ale zatrzymał mnie gestem.
-Oddasz mi ją przy okazji.
-Okej...to ja pójdę spać.
-Dobranoc.-Szepną mi do ucha pochylając się nade mną. Wycofał się bez słowa w stronę wyjścia pozostawiając mnie tak stojącą. On nie powinien na mnie tak działać. Dopiero po chwili wyrwałam się z otępienia i weszłam do pokoju. Nawet nie pamiętałam jak ale na pewno wzięłam prysznic.
Rano na śniadaniu było strasznie niezręcznie po tym co się wczoraj stało... to było dziwne.
-Ano muszę wracać do pracy.Tak mi przykro...-Tłumaczyła się moja matka.
-To nic. wszystko jest okej.-Pocieszałam matkę.
-Kochanie wynagrodzę ci to.-Obiecywała matka odjeżdżając z podjazdu.
Pomachałam mamie na pożegnanie i ruszyłam do domu. Szłam wąskim korytarzem w stronę wyjścia do ogródka. Słońce dzisiaj świeciło i grzało moje czerwone zmarznięte policzki. Usiadłam na bujanej ławeczce i delikatnie się bujałam. Babcia usiadła obok mnie.
-Ano kochanie... nie gniewaj się na niego.
Zdziwiona podniosłam na nią głowę a babcia kontynuowała.
-On się martwił...ty nawet nie znasz tego chłopaka.
Zaskoczona patrzyłam na babcie. Skąd ona mogła....nie...to jest dziwne...chyba jej nie powiedział.
-Babciu skąd to wiesz?
-Moja Ano jeszcze wielu rzeczy nie wiesz. Kochanie nie gniewaj się na Christophera to dobry chłopak.
Czułam, że słowo ''dobry'' miało tutaj głębsze znaczenie.
Babcia wstała i powolnym krokiem ruszyła w stronę domu.
Postanowiłam zadzwonić do mojej przyjaciółki. Iza jest...specyficzna a to wszystko wyjaśnia:
-Ana już myślałam, że na tym zadupiu porwało cię ufo.
- Tak Iza nawet dwa jedno w domu mojej babci a drugie w lesie.-pożaliłam się zerkając przez szybę na Christophera odśnieżającego podjazd.
-AAaaa... wiedziałam, że w końcu to się stanie.
-Co się stanie?
-Chłopak...a nawet dwóch. Przystojni chociaż?
-Niieee...-wykręcałam się.
-Kłamiesz a to znaczy, że mega przystojni.
-Iza muszę kończyć.
-To cię nie ominie. Wszystko mi opowiesz jak przyjedziesz.
-Pa Iza..-Naciskałam.
-Pa, pa
Rozłączyłam się i chwilę stałam uśmiechając się sama do siebie.
Christopher przechodził koło mnie chyba chciał iść do ogrodu ale go zatrzymałam.
-Chris...ja przepraszam ja nawet go nie znam. Miałeś rację.
-To ja przepraszam...przesadziłem ale gdy zobaczyłem ciebie z nim poniosło mnie.
-Okej..to...
-Zaczniemy od nowa?
-Od zera?-Spytałam dla upewnienia wpatrując się w jego piękne oczy.
-Od zera.-zapewnił mnie z uśmiechem.
-Jestem Ana.-przedstawiłam się z uśmiechem.
-A ja Chrisopher...mów mi Chris.







(Coś się nie podoba? Piszcie w komentarzach. Musiałam wstawić go szybciej!)
                                                                             ^^Brylantowa^^

sobota, 21 marca 2015

Rozdział II

Chłopak na, którego wpadłam miał na imię Christopher. Babcia wyjaśniła mi, że Christopher jest wnukiem jej siostry.
                                                                ^^^
Spojrzałam zdenerwowana na Christophera. Jesteśmy tutaj dopiero tydzień a on już działał mi na nerwy. Uśmiechał się do mnie jakby nigdy nic a mianowicie wszedł  do łazienki kiedy brałam prysznic (''niechcący'').
Nie wytrzymałam i wstałam od stołu. Bez słowa nie zważając na nawoływania mamy i babci wyszłam z kuchni. Ubrałam buty i kurtkę. W pośpiech rzuciłam się do lasu. Las znałam jak własną kieszeń i w sumie nie przestraszyłam się tego, że było tak ciemno. Zachodzące słońce rzucało piękne kolory ale nie to mnie  zachwyciło. Jakieś 5 metrów przede mną stała sarna. Patrzyła mi w oczy, zrobiłam krok w jej stronę. Co mnie zdziwiło nie uciekła a nawet sama podeszła do mnie. Już miałam ją dotknąć ale przeszkodził mi w tym czyjś głos:
-Są bardzo przyjazne
Odwróciłam się gwałtownie. Przede mną stał chłopak na pierwszy rzut oka miał około dziewiętnastu lat.
-Kim jesteś?-Spytałam trochę zbyt piskliwym głosem. Chłopak zaśmiał się.
-Jestem Stark, a to jest Amy.-Powiedział chłopak patrząc mi w oczy.
Dopiero wtedy zobaczyłam obok niego dziewczynę. Amy (bo tak ją nazwał) była niską rudowłosą szesnastolatką. Była na moje trochę zbyt wyzywająco ubrana, w końcu szła z dziewiętnastolatkiem do lasu...A może po to tutaj przyszli a ja im przerwałam.
-A ty jak się nazywasz- Spytał chłopak wyrywając mnie z zamyślenia.
-Ana-Odpowiedziałam automatycznie. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że mogłam podać fałszywe imię nie wiadomo przecież kim on jest i czego może chcieć.
-Ana...hm..Ładne imię- Powiedział nadal patrząc mi w oczy. Dziewczyna wzdrygnęła się i zmroziła mnie spojrzeniem.
-Dzięki- powiedziałam sztywniejąc.-Co tutaj robicie?-spytałam szybko chcąc zmienić temat. Zaskoczyłam go tym pytaniem na chwilę ale tylko na chwilę.
-Mogli byśmy spytać cię o to samo - Powiedział rozbawiony unosząc jedną brew. To było dziwne. Zrobił krok w moją stronę. Cofnęłam się ale upadłam i uderzyłam się w głowę. Wszystko działo się tak szybko. Ostatnie co zobaczyłam to pochylającego się nade mną Starka i Amy. Chwilę później czułam, że ktoś mnie niesie.
                                                                                ^^^
-Pani?-zwrócił się ktoś do mnie. Odwróciłam się ale to nie ja to moje ciało. 
-Bądźcie gotowi w każdej chwili To może się tutaj zjawić-Usłyszałam swój głos tylko trochę poważniejszy. Jakie TO. Stałam po środku jakiejś sali, dużej sali. Spojrzałam na swoje ciało było...inne...Ubrana byłam w suknię jak królowa. Dopiero w tedy zrozumiałam, że to mi się śni albo wydaje. Przecież upadłam i straciłam przytomność. Usłyszałam już tylko krzyki dochodzące  z niższego piętra. I moje ciało stanęło na przeciw schodów gotowe na śmierć i co najdziwniejsze to ciało nie czuło strachu tylko radość ale czemu radość! I już miałam zobaczyć co to jest to coś ale ocknęłam się.

Leżałam na kanapie u babci. Nad moją głową pochylały się cztery osoby. Dopiero po chwili zorientowałam się co się dzieje. Chciałam wstać ale Stark i Christopher mnie powstrzymali. Odepchnęłam ich dłonie i usiadłam.  Chwilę mi się przypatrywali ale odpuścili i zaczęli mierzyć się wzrokiem. Tego mi jeszcze brakowało aby zaczęli się bić.
-Ano. Wszystko okej?-Spytali równocześnie. Obrzucając się wrogim spojrzeniem.
-Wy się znacie?-Spytałam.
-Niestety.-Odpowiedział Christopher. Spojrzałam na niego zaskoczona.
Gdy zrozumiałam,  że Christopher nic mi nie powie spojrzałam na Starka oczekując wyjaśnień. Chłopak patrzył na mnie ale raczej nie zamierzał mi nic tłumaczyć.
-Ano powinnaś odpocząć.-Powiedziała babcia.-A ja  zajmę się twoim przyjacielem.
Przyjacielem jakim przyjacielem. Spojrzałam na Starka przecież ja ledwo go znałam a on już mianował siebie na mojego przyjaciela. Byłam oburzona ale prawda była taka, że oczy same  lepiły mi się do snu więc odpuściłam i zamknęłam oczy kładąc się z powrotem na kanapę. Przez chwilę myślałam o tym co zaszło w lesie ale mój mózg nie nadawał się w tamtej chwili do myślenia.
-Czy czegoś ci potrzeba?- Spytała babcia.
-Może tylko czegoś na ból głowy.-Szepnęłam unosząc jedną powiekę, którą od razu musiałam z powrotem zamknąć ponieważ światło było tak intensywne.
-Proszę - Powiedziała babcia podając mi lekarstwo. Szybko połknęłam tabletkę i zasnęłam.
Byłam tak zmęczona, że albo nic mi się nie śniło albo nic nie pamiętałam. Rano obudził mnie zapach dochodzący z kuchni. Wstałam z kanapy obok mnie leżała biała kotka babci. Zamruczała i poszła dalej spać. Bezszelestnie udałam się na piętro. W moim pokoju (nadal u babci) leżał czarny kot.
-Ile ona ich ma.- Mruknęłam sama do siebie. I wyjęłam ciuchy z szafy. Po cichutku przeszłam z pokoju do łazienki. W łazience znalazłam kolejnego kota. Babcia a jakąś obsesje. Wzięłam szybki prysznic. Zapinając białą koszulę wpadłam do kuchni. Wpadłam na Christophera i prawie straciłam równowagę ale Christopher przytrzymał mnie w tali. Tego już za wiele! Jego ręka pod pretekstem przytrzymania mnie zsunęła się niżej niż by wypadało. Wściekła złapałam go za ręce i się odsunęłam na co on się zaśmiał. Bez słowa ruszyłam w stronę babci przyglądającej nam się z salonu.
-Uważaj na niego- przestrzegła mnie babcia badawczo mi się przyglądając.
-To palant-mruknęłam. Babcia od razu się rozchmurzyła i kącik jej ust lekko się uniósł. Wyszłam na zewnątrz. Zaczął padać deszcz i wiać silny wiatr. Dziwne,jeszcze przed chwilą świeciło słońce. Wzruszyłam ramionami,byłam wściekła na Christophera. Za sobą usłyszałam szelest gałęzi, od razu się odwróciłam. Przede mną stał oparty o drzewo Christopher,miał na ustach swój wkurzający uśmieszek.
-Czego tu chcesz?-wysyczałam. Miałam go serdecznie dość.
-Nadal się gniewasz o uratowanie cię przed upadkiem?-spytał niewinnie. W tym momencie nie wytrzymałam,rzuciłam się na niego z zaciśniętymi pięściami,w pobliskie drzewo uderzyła błyskawica. Christopher złapał mnie za nadgarstki i przyciągną do siebie.Znajdował się tak blisko, że nie mogłam trzeźwo myśleć. Przysuną swoją twarz do mojej. Jęknęłam Nienawidzę go! Dlaczego on mi to robi!?
-Nie denerwuj się księżniczko... to działa źle nie tylko na ciebie-Powiedział odsuwając twarz z satysfakcją. Odskoczyłam od niego jak oparzona.
-Palant!-krzyknęłam i pobiegłam do lasu. Gdy znalazłam się nad strumyczkiem wdrapałam się na drzewo. Siedziałam  tam  już jakiś czas. Pogoda się uspokajała i słyszałam śpiew ptaków. Byłam szczęśliwa ale dlaczego sama nie wiem.


                                                                            ^Brylantowa^ :3

sobota, 14 marca 2015

Rozdział: I

Rozejrzałam się po lesie...Właściwie to co tu robiłam...Sama nie wiedziałam, dopiero co kładłam się spać w swoim małym, przytulnym pokoiku.
-Ach...No tak-Szepnęłam-Śpię...A to tylko sen. Zachwycona spojrzałam po lesie. Pięknie tu-Pomyślałam ale zamknęłam oczy i  powiedziałam:
-Przydało by się trochę słońca-Powiedziałam to z nadzieją, że gdy otworze oczy to moje szafirowe spojrzenie ujrzy słońce przebijające się  przez korony drzew ale nic takiego się nie stało. Lekko zawiedziona wzruszyłam ramionami i ruszyłam przed siebie. 
            ^^^
Czas mi się dłużył, nogi bolały...Ale szłam prosto przed siebie, wytrwale czekając aż sen się skończy.
         Gdy znalazłam się przed małym strumykiem postanowiłam się napić...Ten sen był dziwny czułam się zmęczona, spragniona i głodna...To raczej nie zdarza się w snach. Kątem oka zarejestrowałam jakiś ruch. Gwałtownie odwróciłam się w tamtą stronę ale nic tam nie było. Czułam się obserwowana...to...było...dziwne uczucie. Zaczęłam po cichutku się wycofywać ale gdy nagle w oddali usłyszałam wycie wilka przerażona krzyknęłam jak dziewczynka i rzuciłam się do ucieczki.
Bardziej czułam niż widziałam, że coś mnie goni. Las stał się mroczny a gałęzie zaczepiały o moją skórę i ubrania jakby chciały mnie zatrzymać. Szybko rzuciłam okiem na moje ubrania były całe pocięte...o nie moja ulubiona bluza!-jęknęłam. Co jakiś czas mój wzrok rejestrował jakiś ruch w krzakach. Obraz mi się zamazywał i już to COŚ miało na mnie skoczyć gdy tu nagle!
     ^^^
Zerwałam się z łóżka i jak zwykle uderzyłam głową o szafkę. Zdezorientowana rozejrzałam się po pokoju dopiero Fioletowe ściany na których wisiały moje rysunki typu: Baletnice, koty, psy, wilki przekonały mnie, że jestem u siebie w pokoju. Stałam tak chwilę po środku pokoju czekając aż moje serce się uspokoi.  Przyglądałam się swoim bosym stopom. W końcu ruszyłam do łazienki po drodze zgarniając ubrania pozostawione wczoraj na fotelu.
Łazienka była duża i jasna. Na ścianach  białe płytki ale gdzie nie gdzie przeplatający się po nich czarny wzór przedstawiający kwiaty. Stałam przed lustrem...moje blond ( a wręcz białe...Hm...srebrne ) włosy były w opłakanym stanie. Nie chcąc aby ten obraz pozostał w mojej pomięci weszłam pod prysznic. Woda obmyła moje ciało i zmyła ze mnie resztki snu.
Znowu stałam przed lustrem ale tym razem ubrana. Szybko wysuszyłam i rozczesałam włosy,  umyłam zęby.Zbiegając ze schodów do kuchni dopinałam czarną koszulę. Kuchnia była mała ale ''przejrzysta'' Na lodówce wisiała kartka, zdjęłam ją i przeczytałam notatkę napisaną przez mamę:
Kochanie!
 Wszystkiego najlepszego z okazji twoich szesnastych urodzin!
Musiałam szybciej wyjść. Śniadanie masz w szafce nad zlewem.
Pamiętaj jedziemy na ferie do Babci! Spakuj się!
O 20:30 Przyjadę po ciebie bądź gotowa!
- Wiedziałam,  że o czymś zapomniałam.- Mruknęłam sama do siebie i wzięłam się do jedzenia śniadania. W  sumie już całkiem zapomniałam o tym okropnym śnie.
                                                                                   ^^^
Mama zjawiła się punktualnie o 20:30. Moja mama od zawsze była bardzo punktualna i wymagająca. Miała czarne jak smoła kręcone włosy podobnie jak tata. Sama  nigdy nie mogłam zrozumieć  po kim miałam takie włosy, Jako dziesięcioletnie dziecko myślałam, że zostałam adoptowana.
-Ano-przywitała się ze mną matka.
-Mamo-odpowiedziałam lekko profesjonalnym tonem.
-Wejdę jeszcze po coś na górę i zaraz jedziemy-Powiedziała zadowolona mama.
Przytaknęłam i ruszyłam do samochodu. Wrzuciłam torby do bagażnika i wsiadłam do środka(Nie do bagażnika! Dla jasności!) Pogoda jak to na zimę wypadało była okropna!  
                                                                                  ^^^
Na miejscu przywitała nas babcia energicznie kiwając. Babcia jak to babcie od zawsze była nadopiekuńcza ale miała w sobie coś tajemniczego, magicznego.
-Ano, kochanie wszystkiego najlepszego!- Przywitała się i przytuliła mnie. 
-Dziękuję babciu.-Odpowiedziałam grzecznie i odwzajemniłam uścisk. Spojrzała na mnie zachwycona i pochwaliła.
-Jakaś ty piękna.
Szczerzyłyśmy się  do siebie dopóki nie przerwała tego mama.  
- Dobrze, dosyć tych czułości. Przeziębimy się!
Roześmiałyśmy się z babcią. Mama i babcia całkowicie się różniły, Babcia była jak przyjaciółka a mama jak szefowa z pracy ale mnie to nie przeszkadzało. Pierwsza ruszyłam w stronę domu i już miałam złapać za klamkę ale drzwi same się otworzyły.  Zdziwiona wpadłam na  chłopak. Był  wyższy i co oczywiste bardziej zbudowany. Chłopak pomógł mi złapać równowagę ale to nic nie dało upadłam.
-Oj! przepraszam -Tłumaczył się gorączkowo. 
-Nic się nie stało, to moja wina byłam za mało uważna.- Odpowiedziałam wstając i otrzepując kolana ze śniegu. Chłopak się uspokoił i nawet uśmiechnął. Spojrzałam w jego brązowe  oczy a on po chwili odwzajemnił moje spojrzenie. Staliśmy tak chwilę ale babcia chrząknęła znacząco:
-Ykhm...
Spuściłam wzrok. Chłopak przeczesał swoje brązowe włosy ręką z zakłopotania. 
                                                                ^^^Brylantowa.



(Proszę was o wytknięcie mi moich błędów w komentarzu.)
                                                                                                       Pozdrawiam.


                                                                   

środa, 11 marca 2015

Hej!

  HEJ!
 Pierwszy rozdział pojawi się już: 14.03. 
 Do tego czasu zajmę się sprawami organizacyjnymi.
Nie mogę się doczekać. :)
^^^Brylantowa.